Gdy myślimy o kultowych markach, takich jak Coca-Cola, Marlboro, Jack Daniels 😊 czy Nike, zwracamy szczególną uwagę na nasze indywidualne wrażenia, które odczuwamy podczas korzystania z ich produktów. Nie patrzymy na nie przez pryzmat wątpliwości, które często odczuwamy w przypadku interakcji z tzw. „nieorginalnymi” markami czy „podróbkami”. Dlaczego? Co sprawia, że pokładamy duże zaufanie w producentów o ugruntowanej pozycji rynkowej, a do „świeżaków” podchodzimy z pewną dozą sceptycyzmu.

JAKOŚĆ WYMAGA CZASU

W poprzednim wydaniu Dziupli Drwala Maciek zaprezentował Wam magiczny trójkąt realizacji produkcji. Wiecie już, że nie da się czegoś zrobić za jednym zamachem dobrze, szybko i jednocześnie tanio. I to właśnie jest podstawowa zasada, która stoi za dzisiejszym sukcesem wielu globalnych przedsięwzięć.

Ford Motor Company została założona w 1903 roku. Coca-Cola w 1886! A Jack Daniel’s wypuścił pierwszą butelkę z rozlewni w Tennessee w 1875. Spuścizna rewolucji przemysłowej pozwoliła każdemu z tych producentów działać na ogromną skalę i konsekwentnie, z kwartału na kwartał, zwiększać sprzedaż. Na szczęście na przełomie XIX i XX wieku wszyscy brzuchaci prezesi świata wiedzieli, że jakość jest ich największą konkurencyjną wartością. Dlatego zwiększali efektywność i wydajność produkcji, ale nie godzili się na utratę jakości.

Wielu ekonomistów i historyków pewnie zgodzi się ze mną, że to właśnie filozofia jakości, wsparta charyzmą, właściwie podejmowanymi decyzjami i przyprawiona odrobiną szczęścia, zapewniły tym i wielu innym markom sukces. Sukces, który przetrwał do dziś.

NIE DOŚĆ, ŻE MAŁY TO JESZCZE POD GÓRKĘ

Trzy dekady temu żyliśmy u schyłku słodkich czasach „oryginałów” i „podróbek”. Liczyły się tylko 4 marki obuwia sportowego, 10 producentów samochodów i 2 marki lodów. (Osobiście zawsze byłem większym fanem Schoellera 😉) Przez kolejne lata mogliśmy obserwować powolną śmierć małych, lokalnych biznesów. Szewcy, piekarze, właściciele małej spożywki ustępowali pola powstającym w całym kraju supermarketom, które później zgniotły polerowane obcasy galerii handlowych. I tak właśnie powstał raj dla sieci sklepów z odpowiednio dużą forsą na ekspansję. Tak jest, furtka dla zagranicznych marek, które budowały swój kapitał w połowie XX wieku z dala od jarzma komunizmu. Mały, słaby, a do tego polski przedsiębiorca miał przesrane na całej linii. Na szczęście taka już nasza narodowa natura – jak ktoś nas przygniecie to wstajemy z kolan i walimy sierpem 😊

OSTATNI BĘDĄ PIERWSZYMI

Biorąc przykład z zagranicznych historii sukcesów powróciliśmy do wiary w rzemiosło. Duzi producenci zabrudzili własne gniazda niską jakością, otwierając furtkę młodym i ambitnym, rozumiejącym rosnące potrzeby bogacącego się społeczeństwa. Polacy poczuli pragnienie wyróżniania się, a to mogli im zapewnić tylko mali, często lokalni dostawcy unikatowych produktów. Piekarze, barberzy, krawcowe, małe gastronomie, jubilerzy, wszyscy dostali od gospodarki drugą szansę. I dobrze ją wykorzystali. Dokładnie tak kochani czytelnicy – historia powoli zatacza koło.

ROZERWANE PRZEZ KONIE

Chyba najwyższa pora odnieść się do tytułu? Zatem – 501 – upadek legendy. Wierząc w inteligencję naszych czytelników wiem, że samo zdjęcie i tytuł przywiodły Wam na myśl najsłynniejsze dżinsy świata. O rzesz… przepraszam… …jeansy 😊

Oskar Levi Strauss przybył do Stanów Zjednoczonych pełen ambicji i determinacji, aby w 1853 roku założyć na zachodnim wybrzeżu markę, produkującą odzież roboczą. Czy spodziewał się wielkiego sukcesu? Zapewne. Czy wiedział, że prawie 170 lat później kultowe levi’sy będą noszone na pośladkach na całym świecie? Wątpię. Jedno jest pewne, to właśnie bezkonkurencyjna jakość i doskonały marketing zapewniły mu gigantyczną sprzedaż.

Jeansy tak solidne, że nie da się ich rozerwać parą silnych koni? To na pewno robiło wrażenie w XIX wieku. W latach 90 ubiegłego stulecia Levi’sy wciąż trzymały poziom. Zarówno pod względem jakości, jak i genialnego marketingu. Pamiętacie tę bezpardonową reklamę?

10 lat później świat wielkich cojones zszedł na psy, a wraz z nim jakość kilku wielkich marek. Czas nie był łaskawy również dla kultowym jeansów z podwójnym przeszyciem. Wiem, bo rozwaliłem dwie pary „pięcsetjedynek” w ciągu roku, a to przecież od zarania dziejów ich flagowy model. Jak tego dokonałem?

UŻYWAĆ, ALE ZGODNIE Z INSTRUKCJĄ

Nie nosiłem ich tył na przód. Nie chodziłem w nich na kolanach. Nawet nie próbowałem ich rozerwać parę pociągowych koni. Zwyczajnie… wsiadałem do auta. Większy rozkrok i TRACH! No oczywiście, że w kroku, a nie na kolanie. Złożyłem reklamację i po dwóch tygodniach dostałem świeżutkie, nowiutkie 501. Po kilku miesiącach wsiadam do auta i…

Wytrzymałość i ponadczasowy wygląd od zawsze były kojarzone z Levi’sami. Co się stało? Czyżby przeniesione do Azji szwalnie korzystały z gorszej bawełny? Może splot nici ma teraz mniejszy przekrój niż 170 lat temu? Może podczas procesu barwienia coś osłabia materiał? Cholera wie. Jedno jest pewne – polskie jeansy z Łodzi za 60 złotych dają radę tam, gdzie Levi’sy za 350 wymiękają. A umówmy się, że wsiadanie do auta nie jest wymagającą kontrolą jakości.

DRWAL RADZI

Przedsiębiorcy, producenci, usługodawcy, kumple po fachu, pilnujmy wysokiej jakości w naszych biznesach. Dbajmy o nasz największy wyróżnik i oferujmy klientom dokładnie to, co pokazujemy w naszych reklamach. Szukajmy oszczędności w takich obszarach jak dystrybucja, skala i efektywność komunikacji marketingowej, aktywa, narzędzia zarządzania, a nie na efekcie końcowym. Pamiętajmy, że słaby produkt sprzeda się tylko raz, a smród po lesie się niesie.